Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gierji, Tunisji i Marokku odczuwają na sobie wpływy tych religijnych organizacyj, wpływy nieraz wrogie i z trudem likwidowane. Mnie się zdaje, że te organizacje religijne należałoby raczej nazwać sektami, gdyż każda z nich wyznaje w ten lub inny sposób zmodyfikowany Islam.
Tedy w tym fonduku w Marrakeszu, spór doszedł do tak wielkiej namiętności, że chudy Haddaua zaczął się otaczać dymem kif’u, skakać i kręcić się, aż podniósł ręce do góry i krzyknął:
— Ana el Hakk! Jam jest Prawda!
Temi słowami chudy człowiek oznajmił, że jest Bogiem.
Wszystko naraz umilkło, a po chwili tubylcy, zasłaniając twarze burnusami, zaczęli się tłoczyć w jednym kącie dziedzińca i naradzać się.
— Chodźmy! — szepnął mi Ali. — Tu dojdzie do noży!...
Opuściliśmy zajazd, gdzie się zebrali umyślnie, czy przypadkowo delegaci różnych bractw; przybywają oni z Marrakeszu, gdzie wśród 150 000 mieszkańców nietrudno zwerbować dla siebie kilkunastu współwyznawców.
Ali zapukał do jednego z małych domków.
Był to również zajazd, czy pokoje umeblowane, jeżeli będziemy nazywali meblami brudny dywan i dwie zatłuszczone poduszki na zaśmieconej posadzce. Kilka podobnych pokoi wychodziło na brukowany dziedziniec z rosnącem pośrodku drzewem. Obeszliśmy wszystkie pokoje i obejrzeliśmy mieszkańców.
Przeważnie byli to czarownicy. Trudnili się robieniem talizmanów. Całe laboratorjum mieściło się w barłogach tych ludzi. Ziółka, kora różnych drzew, henna, żółć ptaków, nietoperzy i kotów; wysuszone serca i oczy szakali, kotek i kogutów, pęczki włosów, kości, ptasie pióra, skrawki skóry różnych zwierząt, słoiki z farbami, kamienie — wszystko to było ustawione po kątach.