Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pożegnawszy gospodarzy, pojechałyśmy na obiad, który, jak mi objaśniła pani Halmagrand, wydawano na cześć mego męża.
Znowu ta sama procedura: kręte uliczki, „aromaty“, brudy, ciemność i wreszcie pałac i przepych, choć znacznie mniejszy, niż u Sidi-Abia. Salon niewielki, oświetlony dużemi, naftowemi lampami, stojącemi wprost na ziemi. W głębi alkowa, sofy, pełne poduszek prześlicznych, a po bokach dwa łoża niklowe, usłane aż pod sufit materacami i poduszkami, nigdy nieużywanemi, — tak tylko dla reklamy! Naturalnie — pełno luster bardzo ordynarnych i kilka foteli Louis XV, zupełnie niedopasowanych do ślicznego arabskiego stylu, no ale to też — moda!
Gospodarz — stary „Kadi“, bardzo miły, jakaś poczciwota, nie mówi po francusku, ale coś gada miłego i uprzejmego. Syn jego — bardzo piękny, ślicznie ustrojony w narodowy arabski kostjum starożytny, ale też nieumiejący po francusku, czynili honory domu. Byli tu już goście: jacyś dwaj Arabowie-inteligenci z Rabatu i P-wo P. — małżeństwo młodziutkie i śliczne, które się niedawno i oryginalnie pobrało po wypadku, gdy pan P. podczas kąpieli morskiej, tonął, a młoda panienka (obecna jego żona), świetna pływaczka, wyratowała go, narażając swoje życie. Arabowie-inteligenci, dwaj bracia-bliźniacy, okazali się interesującymi młodzieńcami z uniwersyteckiem wykształceniem, robiącymi dyplomatyczną karjerę przy marszałku Lyautey. Rozmowa toczyła się gładko i mile. Dowiedziałam się znów dużo ciekawych rzeczy z życia i tradycyj arabskich. Podano obiad! W tej samej alkowie trzeba było usiąść nisko na poduszkach, jak wtedy — w Tlemsenie. Niewolnicy w szatach, jak gdyby pokutniczych, przewiązanych sznurem, wnieśli mały, niski, okrągły stolik bez nakrycia — i — na pierwsze danie ogromną glinianą misę, pełną kurcząt pieczonych bez żadnej przyprawy, ani dodatków i wcale niepokrajanych. — Naturalnie, widelcy i noży — ani śladu! Na razie zupełnie oszoło-