Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

afrykańskich, rytuał marokański niczem się od azjatyckiego nie różni.
A więc ostatnie wrażenia z Fezu, na którym tak długo się zatrzymałem, bo sercem on i mózgiem Mahrebu, jest wielką kuźnią, gdzie się wykuwa hartowna stal na nieznany jeszcze użytek... Czy zmieni się ona w pług i maszynę dla współpracy z poskromicielami przyrody — ludźmi z Europy, czy w krzywe szable do walki z przybyszami? — O tem wie tylko Allah, co w „tablicy ukrytej“, tej księdze przeznaczenia, skreślił swój wyrok ostateczny.
Jednak Fez, tonący w powodzi słońca, palącego jednakowo nielitościwie — gmachy koszar i biur francuskich, minaret Mulej Idrissa, „patio“ medersa Karuin, zatłoczone „suk“ i dzielnicę rozkoszy — Mulej Abdallah, Mellah i Medina, kubby świętych i pałac Sułtana, Bab el-Maruk i jaskinie, gdzie się gnieżdżą nędzarze i żebracy — ta fantastyczna mieszanina cynicznych Diogenesów, Łazarzów, biblijnych Hiobów, świętych anarchistów, kuglarzy, szarlatanów, nicponiów i czarowników — to Fez codziennego życia — to Fez walki, pracy, przeznaczenia, zagadkowej, zaczajonej obojętności dla sąsiada cudzoziemca, sztuki maurytańskiej, wymagającej dla swych śnieżnych marmurów i gipsów, mozaiki i farb — ożywczych promieni słońca; to Fez leniwych haremów, tonących w miłosnej rozkoszy i przepisanej prawem zgodzie, Fez poobiednich sjest, monotonnych wykładów ulema, pouczających przy szmerze fontanny w przewiewie pod arkadą zacienionej medersa; zadumy głodnych tolba, sprytu kupców i trudów pielgrzymów, o skwarze dążących do grobowców i świątyń z pochwalną modlitwą na ustach, z ofiarami, wonnościami i świeczkami, do jaskiń, pełnych złych duchów, do cudownych źródeł i studni.
Miasto zalane lekkim szkarłatem zachodzącego słońca, to Fez oczekiwania, nadziei, wiary w przeznaczenie; to Fez, po pracowitym dniu żądny uciech i szczęścia, gdy się ludzie bawią po kawiarniach, słuchają bar-