Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

muezzini wołali na modlitwę, „tolba“ słuchali ulema. Wszystko ucichło, niby nie pamiętając o wczorajszym krwawym dniu, widząc wszędzie tkwiące, baczne na wszystko patrole francuskie i wytoczone na wzgórza armaty. Tylko szeptem opowiadano sobie, że 68-miu niewiernych zgładzono z tego świata, że uszkodzono mury tej lub innej świątyni, że trzystu wiernych „mumenów“ poszło do raju, gdzie za wierność przepisom „Świętej Księgi“[1] wyszedł na ich spotkanie sam Prorok Mahomet, opiekun i obrońca Islamu.
W ciemnych jaskiniach żebracy fabrykują kaleki, niemowy, ślepców, głuchych, a nawet warjatów, ale nie zupełnie warjatów, bo tacy dostają się zwykle na łańcuch do przytułku, lecz pół-idjotów, o minach kretynów, głupim śmiechu i jeszcze głupszych ruchach. Tu w tych jaskiniach po pracowitym dniu żebracy wyprostowują swoje „sparaliżowane“ członki, wyjmują z uszu korki z suchych włókien agawy, zwilżonych żywicą, zmywają bielma z oczu, oswobadzają język od ściągającej go prawie niedostrzegalnej nitki, wyrwanej ze ścięgna baraniej nogi, a czyniącej żebraka niemową.
Tu uczą procederu, specjalności żebraczej, a nauka rozpada się na teoretyczną, zbliżoną do teologji, i na praktyczną, składającą się z wystudjowania zmiany głosu i użycia pewnych ruchów, zależnych od charakteru kalectwa; tu meskini z bandy jednego typu czynią podział zarobku i opowiadają o wypadkach dnia, plotkach i spostrzeżeniach, przeplatając je śmiechem, żartami, dykteryjkami i dowcipami wprost wisielczemi, wyśmiewając siebie samych, bogobojnych dobroczyńców, nabranych na kawał przechodniów lub przyjezdnych z dalekich miast ludzi, cudzoziemców, wszystkie cnoty ludzkie i wszystkie wady i grzechy.

W okolicach Fezu widziałem małe jaskinie, raczej szczeliny, nory, wyryte w ziemi, zasłonięte dziurawym burnusem, szarą płachtą płócienną lub matą słomianą; Hafid, towarzyszący mi, objaśnił, że to są lokale mał-

  1. Koran.