Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bezimienny, wbijając w pierwsze rzędy swoje szydercze oczy, ciągnął dalej:
— Kapitan Pitt Hardful zawiózł nas na północny brzeg Syberji, gdzie wznosi się góra Numa, gdzie płoną zorze polarne, szaleje wicher mroźny, wicher długiej nocy, która trwa miesiące całe. Tam zażądał od nas Biały Kapitan, jak nazywaliśmy sztormana Pitta Hardfula, abyśmy się wszyscy, cała nasza zbieranina, siekanina, bigos ludzki stali zwycięzcami, czyli ludźmi wolnymi, śmiałymi, potężnie dążącymi do celu, wskazał nam pustynne wąwozy gór Mgoa i powiedział: „stąd wydobyć musicie bogactwo, które daje wolność życia w wielkich zbiorowiskach współczesnych, tu musicie przejść ciężką szkołę walki o byt, nabyć szacunku wzajemnego, uznania praw ludzkich w każdym z bliźnich naszych, rozdmuchać w sobie iskrę ducha Bożego, która da wam wolność myśli i sumienia, zabezpieczy wam szczęśliwe życie!“
Bezimienny urwał nagle i po chwili wśród martwej ciszy, panującej na sali, rzucił następujące oświadczenie:
— Chcę wierzyć, dżentelmeni, że tu, widzę przed sobą najbardziej uczciwych obywateli tego miasta. Pozwalam sobie jednak twierdzić, że towarzysze moi z północnych kresów Syberji są też uczciwi i szlachetni. To rzadko zdarzyć się może po wielkich miastach, gdzie jeden drugiego dusi, nienawidzi lub marzy o wyrwaniu mu majętności. Ludzie z kopalń północnych są pełni uczciwości i szlachetności, a muszę zaznaczyć, że wśród nas pracował też Pedro Szkarłatny. Był on poszukiwany przez policyjnych szpiclów całego świata, gdyż Pedra (niech mu ziemia będzie lekką!) znano, jako recydywi-