Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wołaliście? — spytała głębokim głosem.
Skinął głową i rzekł:
— Pięknie pływacie...
— A tak! — odparła. — Jestem rybaczką... nazywają mnie „rusałką z Waagsö“. A wy?
Ogarnęła wzrokiem postać siedzącego przed nią Olafa Wegena. W źrenicach jej błysnęła ciekawość i zadowolenie. Podobał się jej ten piękny mężczyzna, podobało się wszystko w nim — piękna twarz, niebieskie oczy, wypukła pierś i szerokie ramiona, atletyczne niemal.
— A wy? — powtórzyła pytanie, potrząsając głową.
Ja?... — mruknął. — Jestem artystą kinematograficznym.
— Ach! — zawołała, klasnąwszy w dłonie. — W zimie byłam w Bergen i widziałam w kinie bardzo piękną historję... miłosną i bardzo rzewną... Popłakałam się nawet... Biedni ci artyści!
— Biedni? Dlaczego? — spytał Olaf.
— Zmuszeni są grać to, czego sami nigdy nie przeżywają... Biedni, bo nie mogą mówić, a wszystko muszą wyrażać twarzą i ruchami... Życie nie jest takie! Uczucia silne, głębokie nigdy prawie nie żądają zmiany wyrazu oczu lub szczególnych ruchów... Gdy bardzo jesteśmy rozradowani lub smutni, wtedy dusza żyje, rozkwita lub zżyma się, a ciało niemal kamie-