Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kiedy tak, to tak! — zgodził się natychmiast Grévin i skinął na kelnera.
— Proszę zapisać na mój rachunek całą tę kawę i dwa flakony alkoholu. Moim przyjaciołom dajcie jeszcze pół flaszki, a gdy wypiją, radzę wyrzucić ich z waszego barłogu, bo inaczej Heljodor zrobi wam burdę...
To rzekłszy, wcisnął kapelusz i pokornie poszedł za Martinezem, mruknąwszy:
— Adieu, hurysy raju? Adieu, stare pijaki!
Na progu zatrzymał się nagle i, parsknąwszy śmiechem, rzekł do przyjaciela, który przed lustrem poprawiał uczesanie i bródkę:
— Słuchaj-no, Teodorze! Ustami memi przemówi za chwilę mądrość pokoleń. Uwaga! Stare przysłowie narodowe głosi: „Z siwą brodą do młodej dziewczyny, jak do psa z jeżem.“ Rozumiesz? Cha—cha—cha!
Śmiał się na głos, aż się zataczał i usiadł na progu, trzepocąc rękami.
Martinez patrzał na przyjaciela i ze śmiechem mówił:
— Jesteśmy w „cave orientale“, a więc odpowiem ci na modłę wchodnią: „Słowa mądrości twojej, przyjacielu, wpadły do studni niedorzeczności mojej, niech imię Allaha błogosławione będzie!“
Grévin zanosił się od śmiechu i z wielkiej uciechy piszczał i tupał nogami.