Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nr. 35... innego numeru nie używam!...
Zapanowało kłopotliwe milczenie. Pierwszy się odezwał Max Garder, stary kawaler i wyga z pod ciemnej gwiazdy.
— No, tak... — bąknął sobie pod nosem. — Lecz ten... ten... pieprzyk?
Miss Dorota Hoodge najspokojniej w świecie uniosła sukienkę, ukazując jedną z najpiękniejszych, jakie w mojem życiu widziałem nóżek, obciągniętą cienką jedwabną pończoszką, i odchylając jej rąbek, paluszkiem dotknęła małego ciemnego pieprzyka tuż nad kolanem.
Cudowne zjawisko nagle znikło, gdyż sukienka z białego crêpe de Chine nagle opadła zpowrotem.
— Przepraszam — zaprotestował nagle John Coonegh. — Czy ten pieprzyk nie jest za mały?
Rumieniec powlókł policzki miss Hoodge.
— Redaktor nie ma racji! — zawołałem, przychodząc pannie z pomocą. — Mr. Curty nie stawiał wymagań co do rozmiaru swego talizmanu.
Miss Dorota rzuciła mi wdzięczne spojrzenie i po chwili opuściła redakcję.
— Thats’ boy! — ryczał John Coonegh, tarzając się od śmiechu. — A to szopkę urządził! Ale spokój to już teraz mieć będziemy!
— Szkoda, że nie zajęliśmy się jeszcze pomiarami — burknął Max Garder, zapalając