Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Spadł jak kamień, uderzył o kadłub przeciwnika i razem z nim, zdruzgotanym, zataczając ognisty łuk, niby padająca gwiazda, zniżać się zaczął nad dżunglą, przeleciał nad wierzchołkami drzew, nad ławicami piasku morskiego i, otoczony czarnym dymem, szybko znikał nad oceanem...
Wkrótce cała ta zjawa krwawa i ognista, ponura i wściekła utonęła i rozwiała się za dalekim horyzontem, gdzie podnosiła się wiecznie drgająca pierś Atlantyku, porywająca a obojętna dla wszystkich uczuć ludzkich, czy to miłość, czy przerażenie, czy rozpacz, czy nienawiść, płonąca groźnem zarzewiem w namiętnem, ponurem sercu mulata, zrodzonego przez białego człowieka i przezeń pogardzonego.