Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Uśmiechnęła się chytrze i powiedziała sobie w duszy:
— W dużej osadzie, gdzie są sklepy białych kupców, widziałam piękną niebieską tkaninę w granatowe kwiaty z żółtemi sercami... Amburue będzie pięknie w takim bubu; lecz Saidu musi kupić też materjału na zawój, taki duży, bogaty, z olbrzymią — olbrzymią kokardą, i żółte korale, i szerokie bransolety srebrne, a, może lepiej z kości słoniowej?...
Amburue jednak nie zdążyła rozwiązać tak trudnego zadania, gdyż piroga dobijała właśnie do brzegu, a zgromadzone tu sąsiadki, myjąc statki domowe, bieliznę, manjok i dzieci, pytająco patrzyły na nią, zdziwione, że przybywa sama bez męża.
Nastała chwila, aby zacząć lamentować, wyrywać sobie włosy i drapać twarz, więc Amburue zaczęła przeraźliwym głosem wyć:
— Samba, umiłowany Samba, mężu mój i panie mój! Pocóż porzuciłeś swoją Amburue? Dlaczego krwiożercze „Yeré“ nie pożarły mnie wraz z tobą, piękny, szlachetny Samba, mężu mój i panie mój!... Oje! Oje!
Krzycząc i łkając, szukała starego Saidu, w białym haftowanym bubu, co stanowi nieomylną oznakę bogactwa i władzy.