Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nazajutrz starosta dał mu sanki, które, zaprzężone w dwa silne i rącze koniki zabajkalskie, z młodym parobkiem za stangreta, szybko pomknęły szosą do Irkucka.
Leżąc w sankach na miękkiem sianie, otulony w ciepły, nieskończenie długi i ciężki kożuch barani, czyli „barnaułkę“ jechał Kowal szeroką drogą śród lasów, ciągnących się od Chamar-Dabana prawie do samego Irkucka — stolicy Wschodniej Syberji. Nad drogą przeciągały w mroźnem powietrzu stadka czarnych cietrzewi i nagle usadawiać się zaczynały na wysokich gałęziach brzóz, a wtedy zdawało się, że jakieś olbrzymie czarne owoce wyrastały z cienkich gałęzi. Czasem z przydrożnych krzaków wywinął się biały zając i śmignął przerażony zpowrotem. Parobek zacinał konie. Mknęły, a biała kurzawa obłokiem pędziła za sankami i gęstym szronem opadała na czarne kożuchy studenta i stangreta.
W jednem miejscu, przy mostku, przerzuconym przez małą rzeczułkę. Kowal zauważył kilka starych, sczerniałych i pochylonych krzyży tuż na zboczu szosy.
Student już nieraz spotykał na Syberji przy wielkich drogach te smutne znaki. Wiedział, że były do wiechy wzdłuż nieskończenie długiego szlaku — szlaku męczeństwa.
Tą drogą od niepamiętnych czasów ciągnęły zastępy politycznych wygnańców, których rząd