Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dziękuję, a życzę, żeby na dobre poszły myśli wasze!
Pocałował ją w rękę i wyszedł.
— No? — odrazu spytał go Lisowski.
— E — e — odpowiedział Radkiewicz — to nie tak nagle! Bo, widzicie, kiełkowało to we mnie oddawna i dopiero teraz...
— Co dopiero teraz? — zapytał przyjaciel, zauważywszy, że Radkiewicz zamilkł.
— Teraz postanowiłem nieodwołalnie... wyjechać stąd... na zawsze...
Lisowski zatrzymał się i oczy wlepił w twarz przyjaciela.
— Tam?... — szepnął, wskazując ręką na zachód.
— Tak... do Polski... — odparł Radkiewicz.
— Zginiesz! Zginiesz, jak tamci!
— Może! — wybuchnął Radkiewicz. — Może! Ale ja już nie mogę dłużej czekać! Najlepsze lata życia tracimy, najwięcej moglibyśmy dla Polski pracować, a my tu — gnijemy, gnuśniejemy z Moskalami i Tatarami, bez pożytku dla kraju i narodu.
— Tak! — zgodził się Lisowski. — Lecz trudna i daleka droga, a za ucieczkę — kula lub katorga...
— Wiem, alem sobie inaczej obmyślił. Nie złapią mnie!