Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

złożono cały ładunek łodzi, poczem wszystkie odpłynęły za wyjątkiem jednej. Była to łódź Kowala, który już szedł do obozowiska trędowatych i zadżumionych. Spotkali go jak i przedtem nieufnie i z trwogą, i tylko Buszak witał go z jakąś pobożną radością.
Kowal odrazu ujął władzę w swoje ręce. Ludność wyspy zaczęła pracować. W ciągu dnia zniesiono wszystkie skrzynie i wory na polanę, a po południu kilkunastu zdrowszych i silniejszych mężczyzn pracowało już w lesie, rąbiąc cedry i przerabiając je na belki i deski dla przyszłych budynków. Na polanie i w zaroślach, otaczających ją ludzie oczyszczali place pod domy i kopali doły na słupy; w głębokiej kotlinie słabsi wydobywali glinę i robili z niej cegły. Z tej surowej cegły miał powstać piec dla wypalania jej, a dla paleniska zbierano w lesie suche gałęzie i rąbano upadłe, oddawna leżące w gęstwinie konary drzew.
Na wyklętej wyspie zawrzało życie. Tłum ludzi roił się ciągle w różnych miejscach. Buchały dymem piece dwóch cegielni a na polanie, gdzie były tak niedawno ohydne barłogi ludzkie, pod koniec lata stanęły duże baraki murowane i spory skład dla zapasów pożywienia. Ludzie, którzy przedtem z ponurą cierpliwością wyglądali zgonu, teraz pracowali z jakiemś zapamiętaniem. Robiono beczki dla solenia ryby; kilka