Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Stu piędziesięciu trzech! — odpowiedział za wszystkich chory na trąd stary kozak, ledwie poruszając ustami.
— Siekiery, piły i inne narzędzia macie? — pytał dalej student, a gdy mu odpowiedziano, że kilka sztuk się znajdzie, jął się rozpytywać, czy uprawiają rolę, a dowiedziawszy się, że tego tu nie znają, zdziwił się bardzo i rzekł:
— Niedołężna z was publika!
Obejrzał wszystkie skrytki, gdzie się gnieździli chorzy, kazał pokazać sieci rybackie i łodzie, wszystko spostrzegł i zapamiętał, zadawał różne pytania, a później poszedł w głąb wyspy, chodził długo, rozglądając się po całej okolicy. Gdy powrócił, oznajmił, że odjeżdża, ale powróci niebawem i wtedy nowe życie będą pędzili mieszkańcy Olchonu. Zostawił nowym znajomym duży woreczek z tytoniem, kilka pudełek zapałek, paczkę herbaty, którą miał w łodzi i trochę cukru.
Odwiązał swoje czółno, zepchnął je z pomocą mieszkańców na wodę, podniósł żagiel i odpłynął, odprowadzany milczącym podziwem i niewyraźną trwogą pozostających. Długo jeszcze patrzyły potworne istoty w stronę jeziora, gdzie pośród fal połyskiwał biały żagiel nieznajomego.
— Dobrze to czy źle? — rzucił pytanie stary kozak.