Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

moskiewski gnał na pustkowia Syberji — na mękę i na zagładę. Szli ci ludzie, dzwoniąc kajdanami i beznadziejnie patrząc na nieskończone skręty drogi, która przecinała góry, lasy i stepy i przez zmarznięte potężne rzeki biegła coraz dalej i dalej na wschód i na północ. Te tłumy wygnańców pozostawiały po sobie trupy zmarłych towarzyszy niedoli, oraz idących ich śladem matek, żon i dzieci.
Zbożni chłopi syberyjscy grzebali zmarłych i stawiali nad ich grobami krzyże...
Smutne myśli ogarnęły Kowala. Czuł, że za tę miłość, jaką pałało serce jego do Wandy, ona powinna była podzielić z nim jego niesprawiedliwy i surowy los. Jakżeż szybko i pięknie minąłby wówczas okres jego wygnania! Nie tylko jednak nie uczyniła tego, lecz z pewnością, nawet wspomnienia o nim już się zacierać zaczęły w jej pięknej główce, tej umiłowanej, wymarzonej główce... Ach nie! nie! Nie chce student tak myśleć o niej — czystej, ubóstwianej... To być nie może... Coś innego musiało się stać... Ale co?
Kowal chmurzy czoło i palce rozpaczliwie ściska, beznadziejnie i bezradnie oglądając się, jakgdyby szukając odpowiedzi, rady...
Tak jechał Piotr Kowal, a rozpacz i zwątpienia głębiej zakradały się do duszy i serca, zaczął wreszcie rozmawiać z parobkiem, aby