Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy w kilka tygodni po tej rozmowie obudziłem nagle swego śpiącego boya, a on zaczął macać się po głowie, piersi i bokach — zrozumiałem proces myślowy, odbywający się w jego mózgu.
Boy spał, a jego zwolniona „dya“ powędrowała daleko, być może, za daleko nawet. Ja, budząc boya, zmusiłem go do nagłego zerwania się na równe nogi. Uczyniło to ciało, lecz czy „dya“ zdążyła powrócić do niego?
Tego boy nie wiedział, więc macał się po całem ciele, badając, czy mu czegoś nie brakuje, co świadczyłoby, o nieobecności „dya“.
Obudzenie śpiącego człowieka, do którego nie powróciła jego „dya“, grozi chorobą, a nawet śmiercią.
Cały szereg cennych spostrzeżeń dała mi wyprawa moja ku pograniczu obwodu Nioro, które wchodziło niegdyś w skład imperjum Kaarta.
Podróż tę odbyłem w dwa etapy. Jeden przez 10 godzin koleją z Bamako do Kita — miasta, gdzie nieraz mieszkali dawni władcy Bambara, a gdzie podczas wtargnięcia białej rasy wrzała zawierucha wojenna; drugi — w ciągu trzech dni konno z Kita do dżungli, przeciętej rzeką Baule.
Kita, gdzie musiałem spędzić dwa dni na przygotowaniach do konnej wyprawy, pozostawiła mi po sobie wiele wspomnień.
Tu po raz pierwszy, dzięki synowi miejscowego komendanta, młodemu Jerzemu Bouys, biegle mówiącemu językiem Bambaru, mogłem usłyszeć bezpośrednio od tubylców ich opowiadania ludowe i ich przysłowia. Tu też przyjrzałem się bliżej życiu i dziełu Zakonu Białych Ojców i Sióstr Misjonarek.
Obiegłszy malowniczą osadę z jej nader ożywionym, barwnym rynkiem, zatłoczonym murzynami i Maurami z Sahelu, z jej pięknemi alejami i kilku dziwacznemi figowcami, wykoszlawionemi, spróchniałemi, pełnemi guzów, narości i dziupli, a otoczonemi legendami i zabobonami — udałem się do zakładu Sióstr Misjonarek zakonu Notre Dame d’Afrique. Tam spotkałem