Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dawał pozbawionym woli i ruchu, lecz pamiętaj, że przyjdzie czas, gdy nagle ożyją i — biada wtedy człowiekowi, jeżeli spadnie nań ich gniew. Pamiętaj zawsze i wszędzie, że wszystko, co widzą twoje oczy, ma swoje troski, ciepienia i swoje radości i że odczuwa je tak, jak ty je odczuwasz! Mały kamień — słabiej, olbrzymia góra — potężniej, płomienne słońce — goręcej lub boleśniej, morze — głębiej...
— W człowieku znajdziesz odporność i spokój kamienia, odrodzenie się drzewa, nienaruszone niczem prawo obiegu gwiazd, płomienność i żar słońca we krwi i w myśli.
— Górski szczyt, kamień, leżący w brussie, potężne drzewo, drobne źdźbła traw, padająca lub zapalająca się w nocy gwiazda, wschodzące i zachodzące sionce, hipopotam w nurtach rzeki, płochliwa antylopa, krwiożerczy lampart,... wszystko, co spostrzec może twoje oko, żyje, rozumie, raduje się, cierpi i pragnie wszystko to bracia twoi, bo wszystkie zrodziła Ziemia, bo we wszystkiem gnieżdżą się dusze przodków, ludzi dawno umarłych, oczekujących przyjścia do swego grona nas — żyjących...
— Dlaczego tak myślisz? — zapytałem, słuchając tych wynurzeń czarownika.
— Dlaczego? — odparł szeptem. — Spójrz, jak się kładzie na ziemi twoja „dya“! Czyż nie mają swojej „dya“ — góry, drzewa, i zwierzęta? czyż promienny dzień nie jest „dya“ słońca, a noc w dobie pełni — „dya“ księżyca?
— Dya?... — szepnąłem.
— Tak — „dya“! Jest ona, jak światło gwiazd, lub jak zapach kwiatów, co się sączy z ciał ludzi, zwierząt, kamieni, drzew... W tej chwili, gdy mówię do ciebie, czarownik śpi pod strzechą swojej chaty, a ja, jego „dya“, zwolniona podczas jego uśpienia, jestem tu, daleko...
— Jesteś duszą czarownika? — spytałem.