Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rozkazałem wam, abyście się stali panterami, łaknącemi krwi...
Milczeli, patrząc w ziemię.
— Czy jesteście przygotowani? — rzucił krótkie, niecierpliwe pytanie.
— Niech mówi Agnebia — on wie! — odparł jeden z siedzących Bete.
— Dobrze powiedział Mahi Bre! — odezwał się Agnebia. — Jam wszystko przygotował, boś tak rozkazał, Boa Niandre. Ty zaś jesteś wodzem naszym, wodzem czarowników!
— Dawaj! — rozkazał Boa Niandre.
Agnebia wyjął zawiniętą w liście gałkę, ulepioną z mielonych kości i wyjętego z kiszek pantery, przetrawionego pokarmu.
— Z chwilą, gdy namaścimy tym fetyszem ciała nasze, będziemy jak pantery, a oczy nasze zmienią wskazanych przez Boa Niandre ludzi w antylopy, którym przetniemy gardzicie, jak rozkazał wódz! — rzekł Agnebia, ponuro zaglądając w źrenice obecnych.
Po chwili mężczyźni zaczęli nacierać swoje ciała wstrętną, cuchnącą maścią.
— A ty? — rzucił Agnebia, patrząc na kobietę.
— Zostaw ją w spokoju! — rzekł groźnie Boa Niandre. — Pale Lobre wie, co ma czynić....
Skończyli. Zaległo milczenie.
Nareszcie Boa Niandre odezwał się:
— Musimy zabić Niusako Gubero, wójta naszej wsi, gdyż on przeszkodził mnie, waszemu wodzowi, stać się wójtem. Zabijemy Boa Tpo, Boa Yfo, Niandre Boamego syna, Bli Seri! Zamordujemy kobiety — Uamia, Duamu, Geza, Noihuti, Baida i młode dziewczyny — Yaba i Mokei! Starych zabijemy za urąganie mnie i wam, moim towarzyszom, młodych... o, młodych za to, że słodkie posiadają mięso! Ono da nam nowe siły, jak uczyli nas praojcowie, a o czem Bete zapomnieli, obawiając się zemsty przeklętych