Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kolna, Benjamina Franklina, Edissona i Wilsona, która stworzyła Liberję i otoczyła opieką pozostałych Indjan, a te Stany Zjednoczone, wolne od zgubnych przesądów w sposobie myślenia i w polityce, w najbliższym czasie niezawodnie zaważą na losach świata, ogłaszając hasła, porywające wszystkich.
Jestem przekonany, że pracę kolonizacyjną należy studjować, planować i oceniać wyłącznie pod kątem przyszłych dziejów całej ludzkości.
Te myśli nurtowały mnie podczas moich długich podróży po Azji, po północnej Afryce i podczas krótkich pobytów w Indjach, Indo-Chinach i na wyspach Sundajskich. Te same myśli ze zdwojoną siłą obudziły się w gabinecie p. Carda, gdzie się rozstrzygały losy jego olbrzymiego planu i miljonów tubylców, kierowanych na drogę postępu. Przez cały czas mojej podróży szukałem materjałów do ostatecznych wniosków.
Gdy zwiedzaliśmy Dakar, uderzył nas niezwykle ożywiony ruch, panujący na ulicach, na placu przed głównym rynkiem, w sklepach i w porcie. Wiedziałem, że Dakar posiada 35 000 mieszkańców, lecz ruch był taki, że miasto, liczące 200 000 ludności, mogłoby mu go pozazdrościć. Dowodziło to oczywiście intensywnej pracy i ożywionych obrotów handlowych. Piękne gmachy rządowe i obszerne budynki prywatne były otoczone drzewami lub stały przy ulicach-bulwarach. Ogrody publiczne cieszyły wzrok artystycznie rozmieszczonemi gazonami i klombami, pełnemi barwnych kwiatów. Pnące się, kwitnące rośliny zdobiły niektóre domy. Rynek, zatłoczony tubylcami, sprzedającymi i kupującymi, przedstawiał bardzo ponętny dla malarza obrazek z malowniczemi grupami senegalskich kobiet, wysokich, wiotkich, w ciemno-fioletowych, granatowych lub zielonych płachtach, stanowiących spódnice, w białych, ażurowych kaftanach, przypominających komże duchownych, i w misternie ułożonych na głowie barwnych zawojach o pięknych kokardach lub zawiłych, pełnych pomysłowości węzłach.