Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nikt z siedzących w komnacie królewskiej panów nie zaprzeczył. Wszyscy rozumieli dobrze, że Zygmunt III siebie wielkim zwycięzcą widział i triumfatorem. Uważał król, że z uwięzieniem Szujskich i zdobyciem Smoleńska wojnę moskiewską ku szczęśliwemu zakończeniu skierował.
Że tak myślał, o tem panowie sądzili z tego, że, odjeżdżając ze Smoleńska, rzekł do pana Chodkiewicza:
— Bez nas, mości hetmanie, oko miej wszelako nad sprawami moskiewskiemi.
Panowie jednak, bystrzejsi od króla statyści i wojownicy, wiedzieli dobrze, że w nieszczęśliwem przed sięwzięciu tem, porobiono błędy nie do zrozumienia, sprawę do rdzenia popsuto i na drogi rozstajne wyprowadzono ją.
Wiedzieli, że bojarowie i cała Ruś, znękana zawieruchą, wszczętą przez Dymitrów, oczekiwała przed dwoma laty przybycia królewicza Władysława na tron, oddając mu go bez sprzeciwu, aby tylko Samozwańców pognębił, a rozruchy i waśni w kraju uciszył. Zygmunt synowi jechać nie pozwolił, żądał krzewienia wiary rzymskiej na Rusi, a wkrótce, z przyczyn niepojętych, dziwnych, wojnę z oczekującą nań Moskwą zaczął i Smoleńsk, dzielnie przez Niemca Szeiną broniony, długo oblegał.
Doradzili mu zdobycie Smoleńska pan Aleksander Gąsiewski i pan Lew Sapieha.

Właśnie myślał o tem w chwili rozmowy z królem wojewoda Sieniawski, pan mądry i rozważny, mimo swego ohurstwa[1] zaciętego. Jedną tylko widział przyczynę takowych rad pan Piotr Sieniawski.

  1. Duma.