Lisowczycy dopiero po tygodniu powrócili do obozu smoleńskiego; zapędziły się, bowiem, lotne, zuchwałe wojska aż pod samą Wiazmę, ścigając moskiewskie drużyny, a na południu doszły pod mury Briańska, gdyż Kozacy zdrajcy Zaruckiego pierzchli, posłyszawszy gromkie okrzyki napastników:
— Lisowski idzie! Lisowski idzie!
Powracające wojska przywiodły ze sobą tabory, naładowane łupem wszelakim, i tłum jeńców.
Nie zdążył jeszcze Lisowski wejść do kwatery, gdy przybiegł towarzysz pancernej chorągwi Lenczewski i do hetmana Chodkiewicza wołał pułkownika.
Okryty kurzem i błotem, w czamarze szarej, poplamionej krwią, stanął pan Aleksander przed hetmanem.
— Chociażeś znużon, muszę rozmowę naszą zakończyć, mości pułkowniku, — rzekł pan Chodkiewicz, wyciągając rękę do rycerza.
— Jestem na rozkazy waszej dostojności! — odparł Lisowski.
— Siadajże tedy i słuchaj, a miarkuj wszystko i waż na wsze strony! — powiedział hetman i rycerza ku ławie, skórą końską okrytej, popchnął.
Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/53
Ta strona została przepisana.
Rozdział IV.
PODSZEPT ROZPACZY.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/7/7f/F._A._Ossendowski_-_Lisowczycy.djvu/page53-1024px-F._A._Ossendowski_-_Lisowczycy.djvu.jpg)