Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Rozdział XII.
LOSY ZMIENNE.

Dzień nasz — wiek nasz — mówi przysłowie stare. Tak to w jeden dzień — odważny, w siły potężny, setnik lisowczyków, Marcin Lis, o losie własnym i ludzi swoich na lat pięć postanowił.
Lecz cóż miała robić owa garstka Polaków, prowadzących ze sobą Kozaków dońskich i cudzoziemców, z więzieni moskiewskich cudem ocalonych?
Na jakie nowe czyny bojowe mógł targnąć się młody wódz, ciężką raną gnębiony?
O czem mógł marzyć daleki potomek Wańki z Lisowa i Jaxy z Targowiska, sławnych rycerzy znaku Lisa prastarego, gdy niemal rok cały walczył z chorobą i śmiercią?
Powoli goiła się strzałą wogulską przebita pierś, lecz jad grotu pozostał. Wrzody straszliwe i bolesne pokrywały całe ciało junaka; zębami, szczęki ścisnąwszy, zgrzytał, aby nie krzyczeć, nie wyć z bólu.
Dręczyła go nieświadomość tego, co się w Rzeczypospolitej dzieje, i jakie są losy wojny moskiewskiej.
Dopiero po kilku miesiącach poszedł, jeszcze blady i słaby do Michała Stroganowa, kupca możnego, a swego teraz pana, i rzekł mu: