Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pod szopą, zamieszkałą przez czerńców, ciągnęły się głęboko pod ziemią wyryte lochy, gdzie tak samo, jak w Kremlu i w monastyrze na Białem Jeziorze, carowie przechowywali swoje skarby, oraz złoto i srebro, potrzebne państwu w dobie wojny.
Jeszcze głębiej, tam, gdzie już nie dochodziły żadne odgłosy z ziemi, mieściły się ciemnice. Do mrocznych kazematów, pełnych zaduchu, zgnilizny i sączącej się zewsząd wody, wrzucano wrogów carów, wiary greckiej i Rusi.
Tu, za Groźnego Iwana zakończyły życie liczne rodziny niepokornych bojarów, wojewodowie Nowogrodu i Pskowa, walczący z Moskwą o niezawisłość swoich miast i wieców, astrachański car Szeman, zwyciężony przez moskiewskiego cara. Za panowania Tatara Borysa Godunowa, umorzono w lochach klasztornych pięciu bojarów dumnych za to, że oskarżali nowego cara o zamordowanie ostatniego Rurykowicza po mieczu — Dymitra, który później odrodził się w dwóch samozwańcach, pogrążających Rosję na długie lata w otchłani waśni domowej i pustoszącej kraj wojny z Polską.
Stary służka kościelny, „jurodziwyj“, co znaczy niespełna rozumu, „boży człowiek” — Jaszka miał w swej pieczy więźniów. Karmił ich tem, co od stołu czerńców pozostawało, a było tego mało, bo reguła wymagała suchego postu przez cały rok, za wyjątkiem trzech dni wielkanocnych. Jaszka żywił zamkniętych w lochach ludzi tyle tylko, aby nie umarli odrazu, dając im czas na długie nieraz miesiące i lata konania.
Bywały dnie, gdy Jaszka wpadał w szał. Wtedy wykrzykiwał bez ładu słowa modlitw cerkiewnych i psalmów, mieszając je ze sprośnemi śpiewkami, tańcząc