Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/499

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
445
LENIN


Zsunęli trumnę z wozu, oparli na ramionach i przygarbieni poszli ku miejscu ostatniego spoczynku drogiej lub przyjaznej istoty.
Szloch ustał. Ciężko oddychając i potykając się na wyboistym bruku, zniknęli ludzie w ciemnem załamaniu ulicy.
Brodaty człowiek stał chwilę, klnąc i drapiąc się w głowę, wreszcie podniósł bat i odszedł.
Młodzi inżynierowie szli za nim w oddali, kierując się ku śródmieściu. Nagle posłyszeli za sobą stłumione głosy.
Obejrzeli się i stanęli w zdumieniu.
Z czarnych, ubogich domków wypadli mieszkańcy.
Jak zgraja głodnych psów stłoczyli się przy trupie końskim.
Po chwili rzucili się na niego. Błysnęły siekiery i noże, rozległy się krzyki i przekleństwa. Ludzie odbiegali, niosąc skrwawione kawały końskiego ścierwa. Inni walczyli ze sobą, wyrywając z leżącego kadłuba wnętrzności. Mała dziewczynka skakała na jednej nóżce i gryzła dymiący ochłap, piszcząc drapieżnie.
— Stworzył Bóg człowieka na obraz i podobieństwo swoje i tchnął w niego ducha swego! — szepnął Grzegorz i wzdrygnął się.
Piotr nic nie odpowiedział. Tylko zębami zgrzytnął i biegł, nie oglądając się.
W pokoju hotelu, gdzie byli ulokowani delegaci fachowi, znaleźli przysłane im materjały obrad. Po kolacji zaczęli przeglądać stenogramy i protokóły, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi.
Wszedł urzędnik milicji.
Takie wizyty nie należały zwykle do przyjemnych, więc Bołdyrewy patrzyli na niego zimnym, nieufnym wzrokiem.
Milicjant nagle roześmiał się głośno.
— Nie poznaliście mnie? — zawołał. — Jestem inżynier Burow.
— Burow! Szczepan Burow! — wykrzyknęli Bołdyrewy, witając dawnego kolegę. — Skądżeś się tu wziął i do tego w tak wspaniałej roli?
— A cóż miałem robić, moi drodzy? — zaśmiał się milicjant. — Fabryki zdechły, a ja nie miałem zamiaru iść za ich przykładem, więc dałem nura do milicji, jako inspektor nap