Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/495

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
441
LENIN


się węgla i drzewa w bród, dlaczego nie może być przemysłu chemicznego? Smirnow wywalił mu na sprowadzenie maszyn pięć miljonów rubli. Stukow wyjechał i tyle go widziano. Ani Stukowa, ani fabryki, ani miljonów!
Bracia śmiali się długo.
— Świnia, bo świnia ten twój Stukow, ale co spryciarz, to spryciarz! — zawołał Piotr. — Wyeksploatował psychologję nieuka i nabrał go. Za swój projekt nic nie wziąłem, ale nałamią sobie głowy komisarze, zanim zrozumieją, że albo ja jestem warjatem, albo też cały kongres składa się z głupców.
Wyszli na miasto.
Na Czerwonym Placu, na Twerskoj, Arbacie i Kuznieckim Moście panował ład i porządek. Gdy skręcili w boczną ulicę, zatrzymał ich milicjant.
— Towarzysze są cudzoziemcami? — zapytał.
— Nie! — odparli inżynierowie, pokazując legitymacje.
— No, to możecie iść swobodnie, bo cudzoziemcom nie pozwalamy oglądać bocznych ulic! — rzekł ze śmiechem milicjant. — Nędza z biedą! Niema czem się chwalić!
Istotnie było to określenie ścisłe.
Powyrywane z jezdni drewniane kostki, które zużyto na opał, połamane płyty chodników, domy z obsypującym się tynkiem i oderwanemi żelaznemi blatami na dachach; wybite szyby; okna, zatkane szmatami lub pozabijane deskami; na ścianach ślady kul i pocisków armatnich; wynędzniałe postacie mieszkańców, niosących na plecach jakieś wory; bose, okryte strupami nogi; nieczesane głowy; gromadki bladych dzieci o oczach głodnych i złośliwych; wszędzie kupy śmieci, smród nieznośny, wydobywający się z nieczyszczonych nigdy i nieczynnych kanałów podziemnych; milczenie i cisza groźna, ponura, beznadziejna.
Nie rozlegały się tu żadne głośniejsze słowa, nie brzmiał śmiech. Ludzie poruszali się, jak maszyny; twarze miały obojętny, śmiertelnie zgnębiony wyraz. Zdawało się, że sine, mocno zaciśnięte usta nie miały sił wydać okrzyku nienawiści lub rozpaczy, że w oczach zgasły nazawsze błyski wesołości i że nawet łzy bólu wyschły bez śladu.
Ledwie przykryci łachmanami, bosi mężczyźni i kobiety o powichrzonych włosach szli przygarbieni, przyciśnięci do