Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/489

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
435
LENIN


ze stygnących warg, pękających od mrozu, i znieruchomiały wraz z ciałami.
Długo i trwożnie ryczała lokomotywa i stanęła.
Jacyś ludzie z latarniami podbiegli do ciemnego wagonu.
Zerwali plombę i odsunęli drzwi.
— Hej, wychodźcie! — zawołał starszy kolejarz z wąsami, okrytemi szronem i soplami lodu. — Wagon się rozklekotał do reszty. Damy inny...
Nikt nie odpowiedział, nikt się nie poruszył.
Świecili latarkami, ciągnęli leżących za ręce i nogi.
Pasażerowie czerwonego wagonu pozostali sztywni, skostniali, milczący.
— Zamarzli?... — szepnął kolejarz z soplami na wąsach.
— Zamarzli... — powtórzyli inni i ze strachem żegnać się zaczęli, szepcąc: — Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie!
W tej chwili w białej sali Kremla podniósł się socjalista francuski i, wznosząc nad głową puhar z szampanem, zawołał dźwięcznym podniesionym głosem:
— Niech żyje dyktatura proletarjatu! Niech żyją towarzysz Lenin i jego dzielni współpracownicy! Są oni apostołami nowej sprawiedliwości i promiennego szczęścia ludzkości całej. Niech żyje Rada komisarzy ludowych!...
Lenin, wesoły i uprzejmy, kłaniał się na wszystkie strony. Towarzyszka Lilina zalotnie patrzyła na mówcę.
Wszyscy byli wzruszeni i szczęśliwi, czując, że wspaniała karta historji zapisana zostanie ręką mądrą, a pełną miłości do całego świata.
Nawet zimni Anglicy podnieśli się i wszyscy naraz z uczuciem krzyknęli:
— Hurra! Hurra! Hurra!
Kolejarze na dworcu w Kursku wywlekali z wagonu zamarznięte trupy dzieci i zrzucali je na peron.
Głucho uderzały głowy o deski i kamienie.


28*