Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/484

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
430
F. ANTONI OSSENDOWSKI


młodsza siostra... Pewnej nocy widzę, że ojciec bierze siekierę i trach! brata mego w łeb. Później cały tydzień syci byliśmy... Tylko ja na swoją kolej nie czekałem... Niech oni tam się źrą, ja wolę inaczej...
Dzieci przebiegały tłumnie ulice, gapiły się na Kreml i na bramę Iwerską, gdzie pod największą świętością Rosji — cudownym obrazem Matki Boskiej widniał czerwony napis: „Wiara i Bóg — opjum dla narodu!“
Banda żebrała, całą gromadą otaczając przechodniów i skamląc, wystawała godziny całe przed oknami jadłodajni, bijąc się o rzucone im kości i kawałki chleba; czyhała na właścicieli straganów i porywała, co się dało; chłopcy zapuszczali zręczne, małe dłonie do kieszeni wsiadających do tramwaju ludzi; dziewczynki ścigały młodych mężczyzn i znikały z nimi w bramach domów. Powracały ociężałym krokiem, dzwoniąc srebrnemi monetami.
— Słuchaj, Lubka! — szepnął czarny wyrostek. — Widzisz tego starego wywłokę? Już dwa razy obejrzał się za tobą... O! jeszcze... Widzisz? Oko zmrużył... Przejdź-no koło niego... Może zarobisz...
Dziewczynka sprężystym krokiem dogoniła starego człowieka o czerwonej twarzy i porozumiewawczo spojrzała na niego.
Ukryła się w bramie. Poszedł za nią. Wkrótce szli razem. Lubka krzyknęła:
— Sieńka, gdzie mam czekać na ciebie?
— Na Czerwonym Placu! — odkrzyknął i machnął ręką.
Tak minęło lato i jesień.
Dzieci spędzały noce na ławkach, stojących na bulwarach, pod mostami, w parkach, lub za miastem, tam — gdzie niegdyś zwożono śmiecie miejskie.
Przyszły mrozy i wiatry zimne.
Śnieg przykrył grubą warstwą podziurawione dachy, zniszczone jezdnie i chodniki stolicy.
Dzieci każdego wieczora biegły na Czerwony Plac, Twerską, Kuznieckij Most i Arbat, — jedyne ulice, podtrzymywane dla cudzoziemców w porządku.
Napływały tu rzesze bezdomnych ludzi. Ci walczyli krwawo o miejsce przy zgaszonych, lecz jeszcze gorących piecach asfaltowych, przy ogniskach dla rozgrzania przechodniów.