Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/468

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
414
F. ANTONI OSSENDOWSKI


— Mam przy sobie napisany dekret — odparł Dzierżyński. — Podpiszecie go, towarzyszu...
Położył przed nim drukowany na maszynie arkusz.
Lenin przebiegł go oczami i podpisał.
— Dobrze to wszystko obmyśliliście, Feliksie Edmundowiczu — szepnął. — Gracz z was!
— W Moskwie, oprócz was, są inni, co myślą o tem i owem — odpowiedział, chowając dokument. Zajrzał głęboko w zmrużone oczy Lenina i rzekł dobitnie:
— A pamiętajcie, że gdybyście odwołali dekret lub czyhali na moje życie, — zginiecie, Włodzimierzu Iljiczu!
Lenin nic nie odpowiedział. Zanurzył się w fotelu i spokojnie patrzał na kurczącą się twarz Dzierżyńskiego, na jego opuchnięte powieki i szaleńcze oczy. Znowu uśmiechnął się życzliwie i spytał:
— Może napijecie się herbaty, Feliksie Edmundowiczu? Zaraz Gorkij przyjdzie, będzie nam objaśniał, dlaczego chłop nasz posiada tyle okrucieństwa. Cha! Cha!
Dzierżyński niedbale machnął ręką.
— Dziękuję! — mruknął. — Niebardzo ja wierzę w rozum tego waszego genjusza. Powiada, że chłop jest okrutny dlatego, że wódkę pije i czyta „Żywoty świętych“! To dobre dla dzieci... Gdydy wódka i „Żywoty świętych“ tak działały, to cała ludzkość stałaby się zgrają bandytów. Tym czasem dzieje się to tylko w Rosji...
— No, przecież, co do okrucieństwa, to wy, chociaż nie Rosjanin, wszystkich chyba prześcignęliście — cicho się śmiejąc i mrugając do niego, szepnął Lenin.
Dzierżyński zrozumiał szyderstwo. Skurcz przemknął mu po twarzy. Ściskając skronie, odparł:
— Ja w rachubę nie idę... Nie mógłbym zabić człowieka na ulicy... Muszę mieć dla tego loch i podwórko „czeki“, bo w niej żyje idea... strachem zmusić ludzi do najwyższej odwagi...
— Hm... hm — mruknął z wyraźnem szyderstwem Lenin.
— Odwaga ta polega na zapomnieniu o sobie w imię ofiarności dla innych... — dokończył Dzierżyński.
Lenin nic nie odpowiedział. Pomyślał tylko: