Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.






ROZDZIAŁ XXVIII.

Moskwa umierała... z głodu, przerażenia i nieustającego ani na chwilę rozlewu krwi.
Przebrzmiały już echa haniebnego pokoju z Niemcami.
Lenin przypominał sobie te dni z dreszczem i wstrętem. On — Rosjanin był zmuszony błagać komisarzy — żydów i Łotyszów, aby przystali na niewymownie ciężkie, upokarzające warunki niemieckie, bo, nie osiągnąwszy pokoju, władza proletarjatu rozwiałaby się, jak zła mara. Uzyskawszy z trudem zgodę towarzyszy, westchnął z ulgą i raz jeszcze dowiódł, że dyktatura proletarjatu w istocie swej była dyktaturą dziennikarzy.
W setkach artykułów haniebny pokój był przedstawiony, jako dobrodziejstwo nowego rządu, zamierzającego dać Rosji możność odetchnięcia i nabrania nowych sił. Oszukiwano i ogłupiano łatwowiernych robotników i ciemnych chłopów obietnicą bliskiej rewolucji w Niemczech i połączenia się z towarzyszami Zachodu, skąd Rosja miała czerpać nowe zasoby dla szybkiego rozwoju kraju i prześcignięcia „zgniłej Europy“.
Zamilkły te echa.
Zubożała, wyludniona Moskwa pędziła nędzne istnienie, a chlaszcząca i łopocąca na wietrze czerwona chorągiew komunizmu, zdawało się, odliczała, nakształt aparatu kontrolującego, wciąż nowe i nowe potoki krwi, wylewanej przez „czeka“ na Bolszoj Łubiance i na Arbacie.
Na rynkach i placach snuły się ponure, obszarpane, wychudłe postacie dawnych urzędników, oficerów, inteligentnych kobiet, nieraz arystokratek, które nie zdążyły ukryć się na Krymie lub zagranicą. Mężczyźni sprzedawali na ulicach resztki mienia, papierosy i dzienniki; starsze kobiety — jakieś pieczywo i łakocie, przyrządzane w domu, młodsze coraz częściej — własne ciało.