Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/386

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
338
F. ANTONI OSSENDOWSKI


— Ginęli na froncie za ciemiężców, giną teraz w wystąpieniach rewolucyjnych, będą ginąć haniebną śmiercią, gdyby rewolucja została zdławiona; nie myślą jednak o tem, wszystko znoszą cierpliwie, bo ufają mi i wierzą w rzucone przeze mnie hasła. Wierzą mi! Czyż mogę zawieść ich zaufanie? Posiać w ich sercach rozpacz i zwątpienie? Czyż mam prawo poddać się własnym uczuciom?
Przeszedł się po pokoju i szepnął:
— Nigdy! Nigdy!
Jednak męczący niepokój nie opuszczał go. Drażniła go i gnębiła jakaś niepewność; niejasny, głuchy nakaz brzmiał bezustannie, wołając, aby powracał do ponurego gmachu „czeki“.
Zadzwonił.
— Proszę zatelefonować do towarzysza Dzierżyńskiego, aby się wstrzymał z badaniem aresztowanej Frumkin do mego przyjazdu, — rzekł do sekretarza. — Niech natychmiast podadzą samochód!
Wypił szklankę wody i chodził po pokoju, trzaskając w palce niecierpliwie.
W kwadrans potem zajeżdżał przed gmach „czeki“. Znalazł bramę otwartą i ujrzał oddział żołnierzy, prezentujących broń przed dyktatorem. Spotkał go przy wejściu Dzierżyński, Liaris i Blumkin.
Na podwórzu stał tłum zaaresztowanych tej nocy ludzi. Skulone, drżące postacie, wylękłe, blade twarze, oczy ponure, podle, nikczemnie łaszące się lub obłędnie zrozpaczone.
Lenin, otoczony komisarzami, szybko przeszedł do poczekalni drugiego piętra.
— Chcę być obecnym przy badaniu Dory Frumkin! — oznajmił Lenin, patrząc w zezujące, podejrzliwe oczy Dzierżyńskiego.
Prezes „czeki“ nic nie odpowiedział. Zwierzęca czujność zaczaiła się na kurczącej się, wynędzniałej twarzy. Szarpał małą bródkę i tarł drgające, opuchnięte powieki.
Lenin zrozumiał obawy Dzierżyńskiego i uśmiechnął się łagodnie.
— Towarzyszu! — szepnął, obejmując go wpół. — Ciekaw jestem, co powie Frumkin. Możemy dowiedzieć się od niej rzeczy wielkiej wagi... Podejrzewam, że żydowscy socja-