Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
224
F. ANTONI OSSENDOWSKI


wybitych szybach. Wszędzie stały oddziały żołnierzy i zbrojnych rabotników, skupionych przy płonących ogniskach. Rozprawiali o wypadkach dnia.
— Drużyny z fabryki Kołomienskiej wyważyły bramy pałacowe! Zaraz pójdą do ataku! — krzyczeli powstańcy, spoglądając w stronę pałacu.
Z turkotem kół przez plac przejechały furgony Czerwonego Krzyża.
Bołdyrew spostrzegł, że na granitowych stopniach kolumny, wzniesionej na pamiątkę odparcia armji Napoleona, leży kupa ciał. Były to ofiary rewolucji. Z pod płaszczów i palt cywilnych, narzuconych na poległych, wyglądały nogi w grubych butach, sztywne, martwe.
Na wewnętrznych podwórzach olbrzymiego gmachu pałacowego przelewały się głucho strzały. Dwie salwy, a po nich trzecia — bezładna, za którą rozległy się burzliwe krzyki, kilka strzałów pojedyńczych, głuchy gwar wściekłych głosów, brzęk rozbijanego szkła, łoskot żelaza, trzask drzewa i — nowe salwy. Z głównej bramy wybiegały w popłochu kupy robotników i żołnierzy, chowały się za barykadami i strzelały w pośpiechu i zamieszaniu.
Trwało to jednak niedługo, bo z bramy wyłoniły się sprawne szeregi szarych żołnierskich sylwetek. Idący na przodzie strzelali w stronę placu, inni — gęstemi salwami zasypywali dziedziniec.
— Junkrów i babski bataljon Boczkariowoj wzięto we dwa ognie! — wołali robotnicy, leżący w pobliżu ukrytych za kuchnią obozową Bołdyrewa z synami. — Ostatni to obrońcy Kierenskiego!
— Nasi wyparli tych szerszeni z pałacu! — krzyczeli inni.
Istotnie pałac był zdobyty.
Na wysokiem drzewcu, gdzie niedawno jeszcze powiewały dumne sztandary carskie, ślizgnęła się i łopotać zaczęła duża czerwona płachta.
Na ten sygnał wszystko, co żyło, rzuciło się na obrońców pałacu.
Zaczęła się rzeź.
Bołdyrew widział, jak wznosiły się kolby karabinów i, niby potężne cepy, spadały na junkrów, jak kłuto ich bagnetami,