Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
158
F. ANTONI OSSENDOWSKI


czyznę moją, kierowaną niczem nieskrępowanym duchem. Przeczuwałem w miotaniach duszy ten czas znojny, bom mówił do braci:

Tliło w mej piersi zarzewie,
Materjał skier tak bogaty,
Że jeno dąć w palenisko,
A płomień ogarnie światy...
Pali się świat... Niechże ginie
W tej strasznej skier zawierusze,
Byleby wyszły z niej cało
Nasze stęsknione dusze...

Ręce podniósł, w natchnieniu ogarniając ziemię całą, i zawołał:
— Lenin! Lenin! Wielkim prorokiem jesteś, nauczycielem, mesjaszem ludów uciemiężonych!
Ten, któremu poeta gorejący rzucił słowa zachwytu, kiwnął nagą, okrągłą czaszką, oczy zmrużył i odparł chrapliwie:
— Jam jest! Przyjście moje przepowiedział przed 140 laty inny buntownik — walczący o szczęście uciemiężonych... Pugaczow! Na szafocie rzucił katom słowa prorocze: „Jam nie orzeł, ino pisklę orle; orzeł szybuje jeszcze pod obłokami, lecz spadnie, spadnie!“ Otom spadł!
Skurczyła się twarz o wystających policzkach, oczach skośnych i wargach sinych, wydętych.
śmiał się cicho... długo... bez dźwięku i bez wyrazu.
Poeta drżeć zaczął na całem ciele, wpatrując się w tę zjawę, bladą plamą występującą w ciemności, niby zwid straszliwego oblicza, wyłaniającego się z mgły zapomnienia.
Skośne oczy, wystające policzki, wargi grube, okryte rzadkim porostem wąsów, żółtawa skóra nagiej czaszki rozpływać się jęły w mętny krąg, biegnący w dal niezmierzoną, okiem nieogarniętą.
Jacyś jeźdźcy na małych wierzchowcach pędzą, a ziemia jęczy i tętni pod tysiącami krzepkich, lotnych kopyt. Ludzie w spiczastych czapach, w baranich kożuchach wyją i gwiżdżą przeraźliwie. Z sykiem mkną strzały. Połyskują podniesione w zamachu ostrza mieczów. Migocą wysunięte naprzód żądła włóczni. Pędzą jak wicher, a dokoła łuny i szał płomieni nad