Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
137
LENIN


— No, opowiadajcie, jak się to wszystko odbyło? — spytał, potrząsając ręką robotnika.
— Gapon mieszkał w Teriokach. Wyśledziłem go i powiadomiłem inżyniera Rutenberga. Przyszedł do popa z dwoma jeszcze towarzyszami, doręczył mu oskarżenie i wyrok... Związali i... powiesili. Policja znalazła Gapona. Wisiał już od paru dni. Na piersi miał arkusz z wyrokiem śmierci od socjal-rewolucjonistów.
— Psu — psia śmierć! — zaśmiał się Lenin. — Ten Rutenberg — dobry inżynier, ale i kat, co się zowie! Mógłby się i nam przydać, gdyby przeszedł do nas!
— Nie przejdzie! — odpowiedział Szymon. — To — druh Sawinkowa, socjal-rewolucjonista zakuty!
— Szkoda! — westchnął Lenin. — Jabym go posłał zabić tego błazna rewolucji!
— Kogo?
— Borysa Sawinkowa!... — cicho śmiejąc się, odpowiedział Lenin.
Towarzysz Szymon ze zdumieniem zajrzał w zmrużone oczy stojącego przed nim Lenina. Ten w milczeniu uśmiechnął się dobrotliwie i chytrze zarazem, kiwnął głową, a palcem wskazał na ziemię.
— Czy teraz, czy później poślę go tam! — szepnął z naciskiem.
— Zaco?
— Ja wiem — zaco! — warknął Lenin, biorąc do rąk książkę i siadając przy oknie.
Szymon opuścił mieszkanie Lenina.
Dopiero gdy wszyscy się przekonali, że nowa konstytucja była aktem oszukańczym, zasadniczo zmienionym i niemal zniesionym, partja zażądała od Lenina, aby wyjechał zagranicę, ponieważ policja polityczna była już na jego tropie i coraz ciaśniejszem kołem otaczała znienawidzonego przez rząd wodza klasy robotniczej.
Odjeżdżając, pożegnał odprowadzających go towarzyszy słowami:
— Przekonaliście się, że nie mamy wspólnych dróg ani z caratem, ani z burżuazją wraz z jej przegniłym do reszty parlamentaryzmem. Niech kroczą po tej drodze te warstwy