Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
133
LENIN


— Pojedziecie zagranicę i stamtąd będziecie kierować towarzyszami, służącymi we flocie wojennej.
— Znamy wszystkich w Sebastopolu, Odesie, Kronsztadzie... — wtrącił Szustow.
— Tak też myślałem! — ucieszył się Lenin. — Będziemy posyłali im nasze gazety i broszury, aby towarzysze byli gotowi stanąć w naszych szeregach.
— Oni staną wszyscy, jak jeden mąż! — zawołali majtkowie. — Tylko przedtem wymordują oficerów, którzy znęcają się nad nimi i krzywdzą.
Lenin podniósł głowę i długo patrzał na mówiących. Uśmiechnął się prawie dobrotliwie, niby do dzieci, i rzekł dobitnie:
— Oddamy oficerów na wasz sąd, towarzysze!
— My z nimi poigramy po swojemu! — mruknęli.
— Poigracie! Waszego wyroku zmieniać nie będziemy — odpowiedział łagodnie i oczy zmrużył.
Naradzali się szeptem i, otrzymawszy od Lenina list, wyszli.
Badajew, wskazując oczami na popa, rzekł:
— Ojciec Grzegorz Gapon prowadził robotników przed pałac Zimowy, aby prosić cara o dymisję dla złych ministrów i o nadanie konstytucji.
Lenin nie odzywał się, zaciskając szczęki i mrużąc oczy.
Milczał długo, swoim zwyczajem nieznacznie przyglądając się popowi, siedzącemu przed nim.
Wreszcie wyszeptał:
— Gdy spotkałem was zagranicą, byłem przekonany, że pop Gapon jest agentem ochrany, podłym prowokatorem, prowadzącym głupi tłum najciemniejszych robotników pod salwy gwardji cara!
Gapon drgnął i złożył ręce na piersi, wpatrując się w przenikliwe źrenice Lenina.
— Teraz, gdy patrzę na was, waham się... Uważam was raczej za człowieka, nierozumiejącego, co czynił. Prosić cara? Błagać tyrana na kolanach? O co? O to, co można wyrwać mu z gardła tylko siłą, wyrwać wraz z sercem jego i głową?! Szaleńcy! Obłąkańce! Dusze rabie!
To mówiąc, Lenin zaczął biegać po izbie i trzaskać w palce.