Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wpatrywał się uważnie w zjawy, majaczące w pamięci, i nagle szepnął:
— To ja... to ja!...
Przypomniał sobie swój pełen ognistego porywu artykuł, zatytułowany „Pamięci bohaterskiego kapitana de Langlois“, i drugi — „It’s a long, long way to Tipperary“. Pamiętał dobrze, że w oczach czytających go oficerów sztabowych widział łzy.
— Czyżbym łgał tak podle, nikczemnie? — spytał siebie na głos.
— Nie! — odpowiedział natychmiast z siłą i przekonaniem, a nagła radość zalała mu serce.
Z rozrzewnieniem obejrzał się za staruszką, która już dochodziła do bramy. Wstał i poszedł w stronę straszliwie hałasujących dzieci, zdobywających dużą kupę piasku. Był to — „Berlin“. Smagły chłopak z żałobną krepą na rękawie kurtki wbiegł właśnie na szczyt pagórka i zatknął na nim flagę francuską.
— Hurra! — rozległy się krzyki dzieci. — Hurra! Zwycięstwo! Zwycięstwo!
Dzieci zaczęły się rozpraszać. Zabawa była skończona. Nesser podszedł do chłopaka i rzekł poważnie:
— A nie zapomnijcie dla obrony zdobytego Berlina pozostawić bohaterskiego i mądrego generała, bo nieprzyjaciel niezawodnie będzie usiłował odebrać wam swoją stolicę.
Chłopak zwrócił na niego płonące odwagą i podnieceniem oczy i spytał:
— Może Focha? On — najlepszy!
— A może Gallieni? Sarraila? Mannoury? Weyganda? Mangina? Petaina! Franchet d’Espérey? — rozległy się inne głosy.