Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nazwał w poetyckim patosie, a nawet opisał w felietonie paryski korespondent angielskiego pisma, wydawanego w Indjach, gdzie, jak wiadomo, ludzie znają się na tygrysach. Druga strona, a więc sam Nesser, z stosunku z Lucy wynosił samo tylko zadowolenie; nie nadwyrężał on ani jego budżetu, ani sił fizycznych i moralnych, nie wymagając żadnych nadzwyczajnych zabiegów o względy mademoiselle Canard.
Zadzwoniwszy do jej wytwornego „gniazdka“, przy ulicy Blanche, długo czekał, zanim mu otworzono. Dopiero po trzecim dzwonku młoda, fertyczna subretka uchyliła podwoje gościnnego lokalu i na widok „monsieur Henry“ zrobiła smutną minkę, zawoławszy:
— Jaka szkoda, że pan nie zastał madame! Będzie bardzo zasmucona, o, bardzo!
— To nic, kociaku! — uspokoił ją reporter. — Poczekam na nią, bo mam wolny czas. A gdzież to wyfrunęła Lucy?
— O, panie! — odparła, robiąc smutną minkę, pokojówka. — Madame pojechała do kościoła...
— Co! Bardziej nieodpowiedniego dla siebie miejsca nie mogła chyba wybrać piękna Lucy! — ze śmiechem zawołał Nesser, zrzucając płaszcz na ręce służebnej i wchodząc do saloniku.
Ustawiony miękkiemi mebelkami, ozdobiony drobnemi i kosztownemi „bibelots“, posiadał na ścianach zbiór portretów uroczej gospodyni w różnych pozach i strojach aż do tego, w którym stawała przed sędziowską trybuną na balu „ Quatr’z’Arts“. Arcydzieł w tym rodzaju było najwięcej, każde bowiem dobrze zorganizowane przedsiębiorstwo wymaga na-