Strona:Eugeniusz Janota - Przyczynki do znajomości Tatr.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przestrzegano, że wykroczenia przeciwko niej puszczają się płazem, że przedstawienia czynione właśnie w interesie ustawy i jej wykonania nie znajdują powinnego posłuchu, z tego wszystkiego nie wynika, że ustawa jest niepotrzebną. Niepotrzebną jest lub staje się ustawa jaka wtedy dopiero, gdyby nikt albo prawie nikt nie czynił tego, czego ustawa zabrania, lub wszyscy czynili to, czego ustawa wymaga. Taki stan rzeczy świadczyłby niezawodnie o wysokim stopniu wykształcenia dotyczącego społeczeństwa. Nie mam jeszcze odwagi, przypisać naszemu ludowi tak wysokiego stopnia cywilizacji, żeby podobne ustawy były u nas z codopiero przytoczonej przyczyny niepotrzebnemi. Ostatecznym celem wszystkich dotkniętych w niniejszych uwagach ustaw, więc także ustawy o ochronie kozic i świstaków w Tatrach, jest cywilizacja, pomnożona wiedza i powszechniejsze uobyczajenie, przedewszystkiem najniższych warstw społeczeństwa. Lekceważenie więc takich ustaw i nie przyczynianie się do ich przestrzegania tych, którzy sami wyższy stopień oświaty i uobyczajenia zajmują lub chcą zajmować, jest co najmniej obojętnością dla świętego, zdaje się mi, obowiązku podnoszenia ludu prostego na wyższy stopień wiedzy i uobyczajenia. A tutaj nie należałoby żadnej przepuszczać sposobności, żadnego nie pomijać środka, którego użycie przyczynić się może do osiągnienia tego celu.
Gdyby tedy zwiedzający Tatry pamiętali o tem i okazywali ludowi tamecznemu wstręt do kłusownictwa i do podtrzymujących je sprężyn, gdyby dobitnie i raz poraz dali poznać temu ludowi, jak pożądaną byłoby rzeczą, aby tych gór tak pięknych i uroczych nietylko nie odzierano z ich przyrodzonych ozdób, ale, o ile to już się stało, ozdobę tę znowu im wrócono, gdyby szczegolniej znanym kłusownikom dali to w sposób zrozumiały uczuć, gdyby to czynili, nie grzeszyliby, zdaje się mi, ani przeciwko Tatrom, ani przeciwko ludowi podhalskiemu, owszem w jednym i w drugim względzie dobrzeby się zasłużyli, a podobno zawsze lepiej niż rozbudzaniem w tym ludzie i podniecaniem chciwości, próżności, lenistwa, lekkomyślności i t. p.
Niechaj tych wypisków i przypisków kilka roznieca, ożywia i podtrzymuje rozmiłowanie w przyrodzonych pięknościach ziemi naszej, bo „piękność szczytna, piękność nieporównana jest ta, którą Bóg stworzył, a człowiek swą ręką nie przerobił. Ta piękność wznosi duszę i do wdzięczności pobudza, człowieka pokornym, dobrym i czułym robi; ta piękność nie znosi krytyki, boski ma ona puklerz, którego krytyczny rozum nie przebije[1].“

Na góry, na góry!
Tam bliżej do nieba;
Tam słońce, tu chmury,
Nam słońca potrzeba.[2]




  1. Kaź. Wodzicki. Czas, Dodatek miesięczny. 1859.
  2. Karol Antoniewicz.