Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powrót w wązką czeluść. Po półgodzinnem uciążliwem dźwiganiu się pod górę, ponura rzeczywistość rozwiała złudny promyk nadziei. Natrafiono na zwiastuny obsunięcia się skały, na kamienie rozsiane w gładkim poprzednio i spadzistym przesmyku.
Dno wązkiego i niewygodnego przejścia pokryte było masą okruchów skalnych. Niektóre za najlżejszem potrąceniem staczały się niżej, a każdy porywał po drodze dziesiątki innych i cała ta ruchliwa gromada, wyprzedzając się wzajemnie, podskakując i warcząc, leciała coraz niżej.
Z wielką ostrożnością dotarli nasi awanturnicy do miejsca, w którem warstwa gruzów sięgała aż do sklepienia nizkiej w tym punkcie szczeliny. Przejście było zatkane przez obsunięte rumowisko skalne. Po uważnem obejrzeniu miejsca katastrofy, profesor Przedpotopowicz zawyrokował, że najsłabszej niema nadziei, aby można przedrzeć się przez usypisko i wydobyć się z pułapki.
— Zbyt czarno patrzysz — zauważył lord Puckins. — Nie mamy wprawdzie narzędzi, ale pozostali w górze nie dadzą nam przecież zginąć.
— A jeśli nic nie słyszeli? — zapytał Stanisław.
— To pomimo tego wkrótce zauważą naszą nieobecność i będą nas poszukiwać.
— Nie łudźmy się! — odrzekł z rezygnacyą geolog. — Za pierwszem usiłowaniem górników, kamienie na nas runą, zgniotą i zasypią. Zginęliśmy, — zakończył, — a ponurem echem przywtórzyły mu ściany.
— Ależ przecie musimy coś czynić, — przerwał Stanisław.
— Co najwyżej wypadnie nam cierpliwie czekać niżej w bezpiecznem miejscu, — rzekł geolog i pierwszy zaczął się opuszczać w dół. Za nim poszli towarzysze. Po pewnym czasie zatrzymano się na wygodniejszem i bezpiecznem miejscu; tam czekano godzin kilka w śmiertelnej ciszy, nie śmiejąc odezwać się nawet. Czekano aż do znużenia. Ogólną ciszę przerwał pierwszy Stanisław.
— Ja proszę pana, nie myślę z założonemi rękami skazywać się na śmierć! Możeby spróbować ostrożnie przekopać zaporę.
— To na nic! nie damy rady...
— Stanisław ma słuszność, — wycedził anglik. — Czekanie byłoby zbyt nudnem, trzeba pomyśleć o ratunku.
— Szukajmy chyba innego przejścia.