olbrzym ich krainy. Na dnie głębokiej jamy miotał się zwierz mocny.
Myśliwi obstąpili pułapkę i zajrzeli do jej wnętrza. Najstarszy podniósł głowę w górę i, patrząc w niebo, odezwał się w te słowa do niedźwiedzia:
«Wybacz wielki niedźwiedziu, że zabiję twego sługę. Sam sobie winien. Po co biedak szedł tędy i wleciał w dół? Nie mścij się, bo ty wiesz, że zima się zbliża i człowiek podziękuje ci za ciepłe futro.»
Po tej przemowie wymierzył cios. Dziryt utkwił w przedniej łopatce niedźwiedzia.
Każdy z myśliwych zagłębił swój pocisk i w oczekiwaniu na skutek ciosów wszyscy stanęli z nową bronią w pogotowiu. Ciężki olbrzym, sącząc posoką, ryczał i miotał się wściekle. Kudłate łapy, uzbrojone w straszliwe, stalowe szpony, darły ziemię. Stojąc na tylnych łapach w ciasnej i głębokiej jamie, wyszczerzał z pod drgających warg kły i zęby, osadzone w muskularnych szczękach. Usiłował wydobyć się z jamy, podstępnie wykopanej przez eskimosów na zwykłej jego ścieżce.
Ale jama była szersza u dołu, niż u góry, przeto próżne czynił wysiłki. Gdy połamał drzewca dzirytów i strzał, ocierając się o ściany więzienia, nowe pociski zadały świeże rany. Wreszcie osłabły i dobity uderzeniami kamieni i maczug, legł potworny niedźwiedź na dnie pułapki.
Dopiero teraz myśliwy, który pierwszy zagłębił pocisk w ciele zwierza, pośpieszył co prędzej upokorzyć się przed jego zwłokami: przypadł do ziemi i jęczał. Potem wskoczył lekko do dołu i pocałował stygnącą mordę trupa. Przymknął mu następnie oczy, a zebrani nad dołem zaintonowali dziwnie jednostajną, smętną nieco pieśń bez słów.
Następnie rozpoczęły się skoki w rodzaju tańca. Zapanowała żywa i hałaśliwa radość. Myśliwi padali plackiem na ziemię, obejmowali się w przyjacielskim uścisku, nacierali na siebie, potrząsali groźnie dzirytami i łukami, poprostu nie wiedzieli, co mają czynić, aby okazać radość z tak rzadkiego i pomyślnego rezultatu swej ciężkiej pracy nad wykopaniem dołu. Gdy już się pomęczyli, dopiero przystąpiono do zdzierania skóry.
Rozcięto ostremi krzemykami skórę na brzuchu, a potem, nie tknąwszy mięsa, przysypano niedźwiedzia ziemią, naznaczono
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/263
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.