Przejdź do zawartości

Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

snem twardym kilka kobiet, kilkoro dzieci i wychudły, żylasty starzec. Broda jego i długie, siwe włosy miały kolor popielato­‑bronzowy od brudu i tłuszczu w nich osiadłego, brwi krzaczaste, złączone nad nosem, nadawały twarzy wyraz bardzo groźny i surowy. Jedna tylko z kobiet czuwała nad ogniskiem i karmiła je drzewem, aby nie umarło.


Żubr, blizko pokrewny z pierwotnym żubrem (Bos priscus).

Jaskinia była ich stałą, od pradziadów siedzibą. Wszyscy porodzili się tutaj — i tu przez wszystkie dni żywota znajdowali kąt bezpieczny. Tu znajdowali ochłodę przed skwarem letnim — tu w zimie dobroczynne ciepło nie dawało im zmarznąć — tu w nocy bezpieczni byli od napadu zwierząt — tu upływały długie chwile bezczynności, lub ciężkiej pracy przy wyrobie narzędzi myśliwskich lub odzieży. Znużeni odpoczywali — ranni i chorzy przychodzili do sił, albo zasypiali snem zimnym, nieprzespanym. Dokoła wszystko ulegało zmianom. Drzewa łamały wichry, ziemię okrywał raz śnieg, drugi raz zioła i kwiaty, jedna tylko jaskinia zawsze trwała niezmienna, zaciszna i pewna.
Szalejące uragany nie miały dostępu za próg jaskini. I nagle dozorczyni ognia usłyszała głuche łoskoty w sklepieniu. Zrazu nie-