Przejdź do zawartości

Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jednem słowem był starannie otłuczony i łagodnie na jednym końcu zaostrzony. Geolog przypatrzył mu się uważnie. Nie rzekł nawet słowa, tylko rozglądał się po ziemi. Zwróciło to uwagę anglika.
— Co tam ciekawego upatrujesz w tym śmietniku? Jest to zapewne miejsce żerowania jakiegoś ostrygojada?


Na niedźwiedzie przyszły złote czasy...

— Prawda! — rzekł profesor, — ale śmietnik ten wart tyle, co jadalnia Lukullusa. Jesteśmy u królewskiego stołu, a właściwie u biesiadnego stołu królewskiego niemowlęcia.
— Cóż to za zwierz nowy? Wiem przecież, że ani młody machaerodus, ani mamucięta ostryg nie jadają.
— Nie o nich myślałem. Wieki ich królowania policzone Inne stworzenie wstępuje teraz na tron ziemi.
— Niewybredne, jakoś, wymyślasz dynastye. I ów królewicz tu się posila?
— Posila się wszędzie, gdzie znajdzie coś zdatnego do zaspokojenia głodu.