nych na wodzie i usposobione są w pierwszej młodości, do życia w wodzie na wzór ryb. Wcale nie podobne do rodziców, spędzają całe dzieciństwo w wodnym żywiole. Dopiero skoro zbliża się epoka dojrzałości, organizm ich zaczyna podlegać szybkiemu przekształcaniu się. Zanikają skrzele, dotąd niezbędne do oddychania, a wytwarzają się płuca. Płetwy przekształcają się w krótkie nóżki. Po takiej dopiero przemianie, stają się podobne do rodziców, wychodzą na ląd i odtąd mogą żyć po za obrębem wody, nigdy jednak całkiem od niej nie lubią się oddalać.
Pomimo wszystkiego Stanisław nie dał się nakłonić do zakosztowania pieczeni ani z wielkiego Antracosaura, ani nawet z najmniejszego Stegocephala, i póty przekonywał towarzyszów o swoich zdolnościach rybackich, aż zgodzono się na towarzyszenie mu do strumienia, który toczył jak kryształ przejrzystą wodę po czystym zwirze. Tu podjął się rękoma, bez wędki zdobyć «uczciwe» pożywienie. Jakoż po niezliczonych zawodach dokazał swego. Przed wieczorem trójka nasza siedząc przy roznieconem z wielką trudnością i dymiącem ognisku, piekła wodne zwierzęta wprost na węglach lub na patyczkach, w taki sam sposób, jak to czynią do dziś dnia «dzicy» mieszkańcy puszcz brazylijskich. Ukończono biesiadę dobrze już po północy i tym razem, dzięki zabiegliwości Stanisława, nikomu cyganie się nie śnili.