Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kroczyła po liściu, a pluskwięta, zbite w gromadkę, naśladowały ruchy matki i nieodstępowały jej ani na na krok. Pocieszny był to widok. Chciałem przekonać się, czy prawdą jest, co De Geer o niej prawił, że wodzi swe małe jak kwoka i broni ich przed napaścią.
Szturchnąłem więc końcem ołówka jedno z jej dzieci, ciekawy, co z tego wyniknie. Malec musiał być beniaminkiem, a matka dzielną opiekunką, gdyż oburzona, zamiast zmieszać się wobec brutalnej napaści i ratować ucieczką (bo takby niezawodnie zrobiła niejedna doświadczeńsza matka), nasrożona podbiegła do dzieci, zakryła je swem płaskiem ciałem i wymachując pociesznie skrzydłami, usiłowała mię odstraszyć. Biedne stworzenie nie zważało na wątłość sił swoich w porównaniu z potęgą napastnika i dałoby się raczej zabić, niżby porzuciło zagrożone dziatki. Wzruszony i zawstydzony, pogłaskałem poczciwą pluskwę i odtąd omijam ją, ilekroć zdarzy mi się ten gatunek spotkać. Niemniej poświęcającemi się matkami są pająki...
— No, no, doktorze, nie zapędzaj się w krainę fantazyi. O śmiałości tych okrutnych stworzeń nie wątpię. Dzikość jest im tak samo wrodzoną, jak tygrysom i jastrzębiom. Czy czasem jednak pajęczyca nie broni swoich dzieci z tych samych pobudek, z jakich pies warczy, gdy mu kość odbierają?
— Znowu fałszywe wnioski! Przywykłeś, lordzie, z nazwiskiem pająka tak ściśle łączyć pojęcie okrucieństwa i drapieżności, że wydaje ci się rzeczą śmieszną przypisywanie im delikatniejszych uczuć. A jednak i te pożerające się nawzajem istoty, mają serca zdolne kochać, aż do poświęcenia.
— To prawda! pamiętam czułą scenę nad strumykiem, której niedawno byłeś świadkiem, — wycedził przez zęby Anglik, zakładając nogi na kamień, który nam stół zastępował.