Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieku nie chodzilibyśmy w takich ciemnościach, w jakich przebywamy!
Najzawilsze dziś prawdy naukowe byłyby może elementarnemi wiadomościami o świecie. To samo byłoby, gdybyśmy mieli o jeden nieznany nam zmysł więcej. Ale ponieważ mamy tylko pięć słabych zmysłów, niema innej rady jak tylko wzmocnić je i wyzyskać do ostatnich granic. Dzisiejsze narzędzia naukowe nie są bynajmniej ostatnim wyrazem doskonałości, ale choćby dały się znacznie jeszcze ulepszyć, nie zastąpią nigdy natury. Wymagają i wymagać zawsze będą umiejętnego obchodzenia się z niemi, nużą prędko i nie dadzą się wszędzie zastować. Przez dobry mikroskop naprzykład możemy dostrzegać drobniutkie tylko cząstki wielkich całości, widzimy pokrajane i martwe komórki, śledzimy je z wysiłkiem. Tymczasem zastanów się, lordzie nad obecnem naszem, to jest nas dwóch położeniem.
Mamy drobnowidz na oczach i mikrofon na uszach. Patrzymy oczyma 120 razy zmniejszonemi, wskutek czego wzrok nasz dostrzega szczegóły, dostępne dopiero zwykłemu oku ludzkiemu, zaopatrzonemu w mikroskop 120 razy powiększający. Widzimy tkanki żywe, wzrok nasz ogarnia bez znużenia setki rodzajów komórek. W takich warunkach, jeden dzień spokojnych obserwacyj nauczy więcej, niż miesiące ślęczenia nad mikroskopem.

Ucho nasze odczuwa dźwięki i szmery, na jakie błona bębenkowa zwykłego człowieka jest nieczułą. Tamta odróżnia tylko głosy posiadające najmniej 16, a najwięcej 64,000 drgnień powietrznych na sekundę[1],

  1. Zresztą i to są za obszerne granice dla zwykłego ucha. Rzadko bowiem kto ma tak bystry słuch, aby słyszał drgnienia fal powietrznych, szybsze nad 48,000, a i u takich osób z wiekiem granica słyszenia cofa się do 32,000 pojedyńczych wibracyj na sekundę.