Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zresztą, gdybym go nawet znalazł, to może nie uwierzyć opowieści nieznajomego.
— Nie troszcz się pan, — przerwał mi Puckins. — Będziemy razem. Odnajdziemy Indusa, a ten pozna mię nawet bez szkieł powiększających.
— Wszystko to wcale mię nie przekonywa. Plan twój, milordzie, jest prosty i praktyczny, ale z tą poprawką, że sam go wykonasz.
— To być nie może... mam powody, dla których nie ustąpię!
— Zaklinam cię, lordzie, nie obstawaj przy swojem postanowieniu. Przenikam twoje skrupuły, ale zapewniam, że wobec moich powodów muszą ustąpić, jak ustępuje blask księżyca przy promieniach słońca.
— Nieszczęsny! a czyż nie przyszło ci na myśl, że Nureddin może już nie żyć?
— Owszem, oceniam trzeźwo położenie, ale gra, o jakiej zamyślam, warta stokroć większego ryzyka!
— Dalibóg, że teraz nie rozumiem cię, doktorze! Jakto? gotówbyś zostać Robinsonem, zmuszonym przez całe życie być własnym szewcem, krawcem i kucharzem, opuszczonym między przyjaciółmi, którzyby ci nawet w chorobie pomocy dać nie mogli?... Podobne istnienie byłoby gorszem od śmierci!
— Wierzaj mi, lordzie, że gdyby nawet obawy twoje miały się sprawdzić, jeszcze będę ci za ustępstwo wdzięcznym do grobu. Dni, jakie przeżyję, będą dla mnie pasmem szczęścia, o jakiem nigdy nie marzyłem. Pragnę go teraz tak egoistycznie, że choćby mi przyszło porzucić cię, uczynię to niezawodnie i wrócę do sir Biggsa z prośbą, by mię zawiózł do Warszawy.
Lord Puckins uśmiechnął się pobłażliwie.
— Co to za gorący naród! — mruknął jakby do siebie. — Znałem was trzech, a wszyscyście jak proch zapalni. Tamci jednak zapalali się do szczytnych mrzonek, powiedz­‑że mi doktorze, co tobie przyszło do gło-