Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

byśmy go ocalili, będzie zmuszony do śmierci pozostać w okropnym stanie karzełka.
— Byłoby to niezawodnie bardzo przykrem dla lorda, jako osoby prywatnej, ale z drugiej strony, mogłoby być zachwycającem dla prezesa Ekscentryków. Przykrość zrównoważyłaby się przyjemnością i przyjaciel pański pogodziłby się z nowym stanem bardzo prędko.
— Pan żartujesz! — zawołał oburzony sir Robert. — W takiej chwili!... Sądziłem, że naturaliści więcej mają serca, czułego na nędzę bliźnich.
— Uspokój się pan. Przemawiam w lekkim tonie, bo mam radę, wprawdzie bardzo ona rezykowna, ale pewna. Zakomunikuję ją panu później, a teraz nie traćmy czasu.
Wyłamano więc misterny zamek i nieuszkodzona złota flaszeczka w onyksowym futerale znalazła się w naszem posiadaniu.
— Teraz wracajmy do Londynu! — zawyrokowałem.
Tam odbyliśmy naradę, w której, po długich debatach, ułożyliśmy plan wyprawy.
Przedewszystkiem zatelegrafowałem do Zakopanego, aby dowiedzieć się o stanie pogody w górach. Od niej zależały bowiem szanse uratowania lorda. Jeśli w ostatnich tygodniach panowały deszcze, utrzymanie się Puckinsa przy życiu, należałoby do cudów i z góry wypadało się przygotować na fatalny wynik poszukiwań. Gdyby jednak trwała jaka taka pogoda, nieszczęsny więzień gór mógł być ocalony.
Telegramu czekaliśmy jak wyroku życia lub śmierci dla lorda. Godziny wlokły się nieskończenie; co chwila spoglądaliśmy na zegar, podejrzewając go, że przestał chodzić. W czasie przykrej i przymusowej bezczynności przypomniałem sobie dopiero, jak okropne było przeszłoroczne lato w Tatrach. Nieustające prawie deszcze, czyniły z tego uroczego zakątka krai-