Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

paścistem łożu, które ją przytłaczało swym czarnym baldachimem: znikąd najbledszego światełka; ciotka Elżbieta leżała obok niej, długa, sztywna, koścista.
— Czuję się tak, jakbym była w łóżku razem z gryfem[1] — pomyślała Emilka. — Och, och, zacznę płakać, czuję, że mi się zbiera na płacz.
Daremnie a rozpaczliwie tłumiła łzy. Musiały trysnąć. Była zupełnie samotna i opuszczona wśród tych mroków, w otoczeniu obcem i wrogiem, bo teraz odczuwała je wyraźnie jako żywioł wrogi jej istocie. A przytem słychać było taki dziwny, tajemniczy, taki żałobny dźwięk, unoszący się w powietrzu... gdzieś daleko, a jednak dość blisko, aby być pewną, że się go słyszy naprawdę. Był to szum morza, ale Emilka nie wiedziała o tem, więc ją to trwożyło. Och, jej łóżeczko w domu, och, ten cichy oddech ojca w ich pokoju, ten blask dobrotliwy dobrze jej znanych gwiazd, zaglądających do niej przez otwarte okna! Ona musi wrócić, nie zostanie tutaj, tu nigdy nie będzie szczęśliwa! Ale niema dla niej powrotu, niema żadnych możliwości, niema domu, niema ojca... Wyrwało jej się głośne łkanie, rozszlochała się na dobre. Nic nie pomagało zaciskanie zębów i piąstek i przygryzanie policzków i warg... natura zwyciężyła dumę i wolę, wzięła górę nad wszystkiemi postanowieniami.
Dlaczego płaczesz? — spytała ciotka Elżbieta.

Prawdę powiedziawszy, czuła się ciotka Elżbieta równie nieswojo jak Emilka. Nie była przyzwyczajona do towarzyszki łoża. Nie miała bynajmniej większej ochoty spać z Emilką, niż Emilka z nią. Ale uwa-

  1. Smok z bajki.
77