Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niem”, pomyślała, przyczem doznała ulgi, w poczuciu zaspokojonej zemsty).
— Ktoś musi się nią zająć, dopóki to dziecko jest przy życiu, sami rozumiecie... — rzucił wuj Oliver.
(„Wam przydałaby się moja śmierć, ale potem mielibyście wyrzuty sumienia do końca życia, gdybym naprawdę umarła, pomyślała Emilka. W przerwie, jaka teraz nastąpiła, odmalowywała przed samą sobą swój pogrzeb, dobierała swych grabarzy i starała się wybrać najpatetyczniejszy werset humnu, który kazałaby wyryć na swym grobie. Ale zanim zdążyła to ustalić, zabrał znów głos wuj Wallace).
— Nie możemy jej podrzucić. Musimy gdzieś ulokować to dziecko...
(Chciałabym, żeby oni nie nazywali mnie „to dziecko”, pomyślała Emilka z goryczą).
— ...Ktoś musi jej stworzyć ognisko rodzinne. Córka Julki nie może być rzucona na pastwę obcych ludzi. Ja zdaję sobie sprawę, że zdrowie Ewy nie jest na wysokości zadania, gdy chodzi o wychowanie i pilnowanie dziecka...
— Takiego dziecka — wtrąciła Ewa.
(Emilka pokazała język ciotce Ewie).
— Biedne stworzonko — rzekła ciotka Laura łagodnie.
(Coś zmrożonego odtajało na te słowa w sercu Emilki. Była rozdzierająco szczęśliwa, słysząc, że ją nazwano tak czule „biednem stworzonkiem”).
— Nie sądzę, żeby ona tak bardzo potrzebowała tego współczucia, Lauro — rzekł stanowczym tonem wuj Wallace. — Oczywistą jest rzeczą, że ona niewie-

54