Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Laura Murray siedziała na sofie, głowę miała opartą na ręce. Twarzy jej nie widział, ale czuł, że płakała. Elżbieta siedziała wyprostowana na krześle. Miała na sobie swoją drugą co do wartości i elegancji suknię z czarnego jedwabiu i takąż zarzutkę koronkową. Ona również miała łzy w oczach. Doktór Burnley nie przywiązywał wielkiej wagi do łez Laury, skłonnej do płaczu, jak większość kobiet, ale to, że Elżbieta Murray płakała... czy widział ktokolwiek jej łzy dotychczas?
Przemknęła mu przez głowę myśl o Ilzie, o jego zaniedbanej córeczce. Czy Ilzie się coś stało? W tej okropnej chwili zapłacił Allan Burnley za cały swój dotychczasowy sposób odnoszenia się do swego dziecka.
— Co się stało? — wybuchnął szorstko, po swojemu.
— Och, Allanie — rzekła Elżbieta Murray — niech nam Bóg odpuści!
— Więc... to... Ilza... — rzekł dr. Burnley głucho.
— Nie, nie... nie Ilza.
I opowiedziała mu, co znaleziono na dnie studni starego Lee, opowiedziała mu, jaki los spotkał w istocie uroczą, uśmiechniętą młodą kobietę, której imienia w ciągu 12 lat nikt nie usłyszał z jego ust.

Dopiero nazajutrz wieczorem ujrzała Emilka doktora. Leżała w łóżku, osłabiona, mizerna, pocentkowana na czerwono przez wysypkę, ale już przytomna i normalna. Allan Burnley stanął przy łóżku i przyjrzał jej się.

393