Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/382

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ku. Ciotka Elżbieta siedziała wyprostowana na fotelu pradziadka Murraya. Emilka spojrzała najpierw na jej surową, zagniewaną twarz, a potem na jej ręce.
Zrozumiała.
W rękach ciotki Elżbiety ujrzała swe bezcenne listy. W mgnieniu oka przyskoczyła do ciotki i wyrwała jej całą paczkę papierów. Następnie stanęła nieruchomo przed Elżbietą Murray i patrzyła jej prosto w oczy z wyrazem oburzenia i urazy. Popełnione zostało świętokradztwo, sprofanowano najtajniejsze sanktuarjum jej duszy.
— Jak śmiesz? — zawołała — jak śmiesz dotykać moich prywatnych papierów, ciotko Elżbieto?
Ciotka Elżbieta nie była przygotowana na to. Spodziewała się skruchy, zawstydzenia, trwogi, wszystkiego wreszcie, tylko nie tego oburzenia, jakgdyby ona, oskarżająca, była winowajczynią. Wstała z fotela.
— Oddaj mi te listy, Emilko.
— Nie, nie oddam — rzekła Emilka, blada z gniewu i przycisnęła papiery do piersi. — To jest własność moja i ojca, nie twoja. Nie masz do nich prawa. Nigdy ci nie przebaczę!
Ciotka Elżbieta była tak zaskoczona, że nie wiedziała, co mówić, co począć. Co najgorsza, pod wpływem tego gwałtownego oskarżenia, pełnego powagi i mocy, zaczynała wątpić o słuszności swego postępowania. Po raz pierwszy w życiu zdarzyło się Elżbiecie Murray, że zastanowiła się nad samą sobą i zadała sobie pytanie, czy nie błądzi. Po raz pierwszy w życiu zawstydziła się. Ten wstyd przyprawił ją o istną wściekłość. Nieznośną była ta sytuacja, w której ona zmuszona była się wstydzić.

376